"Don Juan, czyli libertyn ukarany" w reż Jitki Stokalskiej w Warszawskiej Operze Kameralnej. Pisze Katarzyna K. Gardzina w Życiu Warszawy.
Dzieło Gioachino Albertiniego to najsłabsza produkcja Warszawskiej Opery Kameralnej w tym sezonie. Po bardzo udanych spektaklach nowej wersji "Cyrulika sewilskiego", "Dnia królowania" czy "Wolnego strzelca" Warszawska Opera Kameralna utknęła na dziełku osiemnastowiecznego kompozytora włoskiego tworzącego w Polsce i dla Polaków. Wina nie leży jednak w nikłej wartości artystycznej "Don Juana, czyli libertyna ukaranego". To realizatorzy (Jitka Stokalska - reżyseria i Marlena Skoneczko - scenografia) nie znaleźli klucza do pokazania go w sposób stylistycznie spójny. Ramotka z prześmiesznymi dialogami w polskim tłumaczeniu Wojciecha Bogusławskiego mogła stać się pretekstem do zabawy XVIII-wiecznym teatrem lub zachęcić do pójścia w abstrakcję i współczesność. Zamiast którejś z tych wyrazistych dróg dostaliśmy zlepek chwytów od bufonady po współczesny teatr ruchu. Niektóre pomysły były nawet ciekawe, ale razem stanowiły ciężkostrawny konglomerat.