"Zszywanie" w reż. Małgorzaty Bogajewskiej w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Jacek Wakar w Teatrze.
Anthony'ego Neilsona zalicza się do nurtu "In-yer-face theatre", co najprościej można przetłumaczyć jako "teatr prosto w pysk" (slangowe "in-yer-face" to po prostu "in your face"). Ciosy autora "Zszywania" nie są jednak zbyt bolesne. Neilson jest sprawnym dostarczycielem konfekcyjnych partytur, który prowokację traktuje jak chodliwy towar. Sprzedaje seks i przemoc, co nie przeszkadza mu wystawiać swoich tekstów w szacownych Royal Shakespeare Company czy National Theathre of Scotland. Podobnie potoczyły się losy twórczości innych klasyków brutalizmu, chociażby Sarah Kane i Edwarda Bonda. Jednak zestawianie ich z Neilsonem to grube nieporozumienie. Nie ta klasa. Szum na polskim gruncie zawdzięcza "Zszywanie" prapremierze wyreżyserowanej przez Annę Augustynowicz w ramach projektu "Teren Warszawa" w stołecznych Rozmaitościach. Pamiętam tamten spektakl. Od początku szeleścił papierem, pachniał najwyżej średnią literaturą. A jednak odnosiłem wrażenie, że