"Faza delta" w reż. Gabriela Gietzky'ego w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Piotr Guszkowski w Metrze.
"Tragedia po kwasie", "Makabryczny finał imprezy kiboli" - brzmiałyby pewnie nagłówki sensacyjnych doniesień prasowych, gdyby historia przedstawiona w spektaklu "Faza delta" wydarzyła się naprawdę. A przecież mogłaby... Dramaturg Radosław Paczocha w naturalistyczny sposób, choć nie bez humoru i ironii, udowadnia, jak łatwo rzeczywistość może wymknąć się spod kontroli i że niewiele dzieli nas od zła. Wnika w świat ludzi niezdolnych do refleksji oraz moralnej oceny swoich czynów. "Faza delta" to ponure studium ludzkiej głupoty, bezmyślności napędzanej nudą, beznadzieją czy wreszcie wybuchową mieszanką używek, ułatwiającą przekroczenie granicy pomiędzy dobrą zabawa a zbrodnią. Umiejętnie poprowadzona narracja, wykorzystująca konwencję relacji post fatum, pozwala nawet zapomnieć o pewnej wtórności tych obserwacji. Wraz z bohaterami "Fazy delta" publiczność dokonuje rekonstrukcji wydarzeń z feralnej sobotniej nocy. Misiek, Liszaj i Mastodont