SZCZĘŚCIEM, że to się stało w grudniu i nie może być poczytane za przepowiednię muzycznej złej roboty na cały rok 1975! Jakoś tuż przed Wigilią, albo w sam jej dzień, także i ja dostałem zawiadomienie z warszawskiego Teatru Wielkiego, iż przewidziana na 30 grudnia premiera opery Pendereckiego "Diabły z Loudun" nie odbędzie się, skutkiem "choroby reżysera i grupy wykonawców". Trudno przyjąć to za usprawiedliwienie dostateczne, skoro sztukę miano w próbach od maja. Jeżeliby robota szła jak trzeba, nawet w wypadku klęski grypy zamieniono by jedną obsado na drugą i dotrzymano terminu. Zwłaszcza że wypadnięcie premiery z kalendarza teatralnego znaczy odłożenie jej na czas niełatwy do określenia. Do Warszawy już przyjechała i pracuje nad wystawieniem "Falstaffa" Verdiego amerykańska śpiewaczka-reżyser - Regina Resnik, po czym do wieczoru baletów zabierze się choreografka sprowadzona ze Szwecji, pani Culberg i dopiero ewentua
Tytuł oryginalny
Zbrodnia w muzykę przeonaczona
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 2