Bywam w teatrze często. W niedzielny wieczór mogłam jednak zostać w domu, włączyć "Taniec z gwiazdami" i wysłać smsa na Cerekwicką, Tusk, Tyńca czy kogokolwiek innego. Tymczasem podniosłam rękę w teatrze i też zdecydowałam, kto dokonał zbrodni - o "Szalonych nożyczkach" w reż. Macieja Korwina w Teatrze Muzycznym w Gdyni pisze Anna Bielecka z Nowej Siły Krytycznej.
Gdy trzydzieści lat temu na scenie nowojorskiego teatru wystawiono "Szalone nożyczki" szwajcarskiego pisarza Paula Portnera, mało kto spodziewał się, że rodzi się interaktywny teatr. W Polsce, nawet po tak długim czasie, to wciąż pewne novum. Dlatego oglądając "Szalone nożyczki" w reżyserii Macieja Korwina w gdyńskim Teatrze Muzycznym można albo trząść się ze śmiechu, albo patrzeć, jak teatr upada. Niestety na samo dno. Niby zwyczajna kryminalna historia. Nad cieszącym się ogromną sławą fryzjerskim salonem Szalone nożyczki dochodzi do morderstwa. Ofiarą pada słynna pianistka, a podejrzanymi są pracownicy i goście zakładu: mistrz nożyczek i kiepski golarz Tonio (Paweł Benaciak), czesząca panie Barbara (Magdalena Smuk), żona posła pani Dąbek (Iwona Konieczkowska-Jończyk) oraz handlarz antykami i zarazem kochanek Barbary Wurzel (Tomasz Więck). Kto naprawdę jest winien? Kto miałby taki motyw, by dopuścić się zbrodni zadania dziesięciu cios