„Zbrodnia i kara. Z powodu zbrodni Rosjan, których nie potrafimy zrozumieć” w reż. Jakuba Skrzywanka w Teatrze Polskim w Podziemiu we Wrocławiu. Pisze Michał Centkowski w „Vogue”.
Jakub Skrzywanek, jeden z najciekawszych twórców teatralnych młodego pokolenia, po głośnej „Śmierci Jana Pawła II”, która przyniosła mu Paszport „Polityki”, reżyseruje we Wrocławiu spektakl inspirowany kanonicznym dziełem Dostojewskiego.
Jest coś prowokacyjnego w sięganiu dziś po klasyków literatury rosyjskiej, ale „Zbrodnia i kara“ Skrzywanka nie jest adaptacją dziejów studenta Raskolnikowa, nie jest również krytycznym obrachunkiem z dorobkiem rosyjskiego moralisty. To raczej punkt wyjścia do rozważań nad współczesnym postrzeganiem idei sprawiedliwości – w obliczu tego, co dzieje się w Ukrainie, a co w naszym świecie już nigdy miało się nie wydarzyć. – To nie będzie ani Dostojewski, ani kolejny spektakl bezpośrednio mówiący o wojnie, choć pojęcia zbrodni, winy, kary interesują nas w kontekście tego, co rozgrywa się obecnie wokół nas –tłumaczy reżyser. – Używamy fragmentów prozy Dostojewskiego, ale sięgamy przede wszystkim do materiałów kolektywu dziennikarskiego Slidstvo, który przed wojną zajmował się walką z korupcją, a od zeszłego roku dokumentuje zbrodnie wojenne w Ukrainie.
W pierwszej części spektaklu twórcy zmagają się z tematem rekonstrukcji. Stawiają pytania o granice prawdy w teatrze, etyczny wymiar i sens odtwarzania na scenie wojny, jako tła dla artystycznych poszukiwań, a także o odpowiedzialność artystów. Punktem wyjścia do tych rozważań jest rekonstrukcja morderstwa Alony Iwanownej. – W jednej z dyskusji o tym, dlaczego niezbędna jest nam w teatrze literatura, z czym właściwie się nie zgadzam, postawiono tezę, że nigdy nie zrozumiemy istoty zbrodni, jeśli nie zrozumiemy, dlaczego Raskolnikow zabił Iwanowną – wspomina Skrzywanek. – Scena mordu to właściwie jedyny fragment zaczerpnięty wprost z Dostojewskiego. Przyglądamy się tej prozie krytycznie, z dystansem. Odnajdujemy w niej bowiem dużo miejsc niepokojących – dodaje. W drugiej części artyści powołują sceniczny trybunał, skupiając się na kwestii odpowiedzialności i na pytaniu o to, czy jakakolwiek sprawiedliwość jest możliwa, jeśli większość osób, które popełniają okrutne zbrodnie, gwałcą, mordują, zrzucają bomby, ostatecznie, gdy wojna wreszcie się skończy, nie zostanie osądzona, skazana i ukarana.
– Jest jeszcze coś. Na przestrzeni lat głośne procesy coraz częściej stają się swego rodzaju theatrum. Od Norymbergi, której transmisje miały zainteresować masową publikę, przez proces Eichmanna, na który sprzedawano wejściówki jak do cyrku, aż po dzisiejsze głośne batalie sądowe celebrytów, cały świat przygląda się retorycznym potyczkom – mówi reżyser. Czy mamy do czynienia ze sprawiedliwością czy ze spektaklem?
Przedstawienie jest koprodukcją dwóch interesujących wrocławskich scen – przeżywającego w ostatnich latach artystyczny rozkwit Teatru Pantomimy im. Henryka Tomaszewskiego, z którym współpracowały m.in. Ewelina Marciniak, Dominika Knapik czy Małgorzata Wdowik, oraz Teatru Polskiego w Podziemiu. Ta kultowa już scena powstała na gruzach Teatru Polskiego, który padł ofiarą politycznych rozgrywek, jako oddolna inicjatywa artystów przez lata związanych z tą sceną. Swoistym spiritus movens ruchu był wieloletni kierownik literacki Polskiego, Piotr Rudzki. „Podziemie”, początkowo działające w formule teatru offowego, stopniowo zyskało uznanie i wsparcie Wrocławia, a także nowoczesną scenę w Piekarni. Dziś, ze wsparciem miasta, tworzą tam znakomici artyści, powstają spektakle dużo głośniejsze niż te produkowane na scenie Teatru Polskiego przy Zapolskiej. – To dla mnie niezwykle ważne spotkanie, powrót, a jednocześnie odpowiedzialność – wspomina pochodzący z Wrocławia Skrzywanek. – Mam poczucie, że spłacam jakiś dług, ale też, że mamy sobie wzajemnie ze wspaniałymi artystami z Wrocławia wiele do przekazania. W swojej pracy nie inscenizuję literatury po prostu, nie opieram się wyłącznie na słowie, tym ciekawsze jest dla mnie to spotkanie. Imponuje mi, jak te zespoły się dopełniają.
„Zbrodnia i kara...” jest pierwszą częścią teatralnego dyptyku, inspirowanego wielką rosyjską literaturą. Drugą stanowić będzie wystawiona w Tallinie „Wojna i pokój”, spektakl na podstawie opowieści weteranów armii estońskiej oraz sowieckiej, traktujący o zjawisku PTSD. – Ten stres, te traumy zostaną w milionach ludzi po obu stronach, i tak jak po II wojnie, ci ludzie będą wracali do domów okaleczeni –tłumaczy reżyser. – I to jest chyba właściwy moment, żeby zacząć o tym mówić.
Tekst ukazał się w czerwcowym numerze magazynu Vogue, nr 6 /2023