"Samuel Zborowski" w reż. Szymona Kaczmarka w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Monika Wąsik w Teatrze.
"Samuel Zborowski" Kaczmarka nie opowiada się jednoznacznie po stronie żadnej ze ścierających się sił, choć wyraźnie chce trochę zrehabilitować historycznego bohatera. W finale "Samuela Zborowskiego" Juliusz Słowacki zmusza słynnego kasztelana, skazanego za obrazę majestatu na karę śmierci, do pojednania się ze swoim oponentem politycznym i oprawcą, kanclerzem Zamoyskim, albo raczej do uznania wielkości jego ducha. Ten "najdziwniejszy poemat literatury polskiej" - jak pisał Juliusz Kleiner - jest bowiem potyczką duchów, utożsamiających nieustannie ścierające się ze sobą siły regresu i buntu, siłę boską i piekielną. W łódzkiej inscenizacji "Samuela Zborowskiego" w reżyserii Szymona Kaczmarka pytanie o sens buntu i niezbywalne prawo do wolności opatrzone zostaje także pytaniem o granice anarchii. Ale tekst Słowackiego staje się dla Kaczmarka chyba przede wszystkim pretekstem do refleksji o swego rodzaju ewolucji dziejów - oczywiście naszych,