Opowieści prostytutki Benity o psychopatycznych mordercach obdzierających ze skóry, ćwiartujących ciała ofiar czy o gwałconych kobietach, których okaleczone zwłoki znajdowane są rano w rowach, stanowią przerywniki akcji "Nie zidentyfikowanych szczątków ludzkich", spektaklu, w którym przemoc, seks, upodlenie i wulgarność urosły do rangi bohaterów wieczoru. Napisaną przed ośmiu laty sztukę kanadyjskiego dramaturga Brada Frasera przeniósł z pietyzmem na scenę reżyser Brokenhorst. Zadbał o to, by żaden z przejawów okrucieństwa nie został pominięty i żadna z drastycznych obyczajowo scen nie była, broń Boże, zbyt słabo wyeksponowana. Chciał zaszokować i zaszokował. Choć znającym tekst z wcześniejszej publikacji w "Dialogu" może się to wydać nieprawdopodobne, przelicytował Frasera w epatowaniu obscenami. Zdając sobie sprawę ze słabości pseudokryminalnej intrygi (mordercą okazuje się facet, którego od początku podejrzewamy) i schematyzmu
Tytuł oryginalny
Zboczenie teatru
Źródło:
Materiał nadesłany
Rzeczpospolita