Jeśli przyjmiemy, że tocząca się na łamach "Tygodnika" dyskusja wokół "nowych niezadowolonych" wskazuje na istotne przewartościowania w polskim teatrze, to stwierdzić trzeba, że ubiegły sezon nie przyniósł przełomu, a tylko pogłębił ferment - pisze Marcin Kościelniak w Tygodniku Powszechnym.
Jan Klata utrzymuje się w czołówce i sądzę, że tę pozycję zawdzięcza nie tylko szumowi medialnemu spotęgowanemu przez warszawski Klata Fest. Tymczasem dyskusja o jego teatrze, która nigdy nie była wysokich lotów, ale przynajmniej żywiołowa, straciła ten ostatni atut; przytaczane argumenty za i przeciw powtarzają się jak mantra, nie wnosząc niczego świeżego. Świadczy to o krytykach, ale także o teatrze Klaty, który staje się przewidywalny. Jego metoda dialogu z widzem, opisywana lapidarnym "dać w pysk", coraz słabiej funkcjonuje w kolejnych spektaklach. Co prawda "Trzy stygmaty" były propozycją nową (mało kto zwrócił na to uwagę) - ale "Weź, przestań" to powrót do wypracowanych metod i stylu. Mam nadzieję, że krakowski spektakl (niekoniecznie jako określony kierunek poszukiwań, ale ich poszerzenie) nie był jednorazową przygodą, ale obietnicą na przyszłość. Nasila się tendencja, którą można nazwać zainteresowaniem teatru aktualnym życ