Trzydzieści lat temu w krakowskim Starym Teatrze odbyła się premiera "Wyzwolenia" Stanisława Wyspiańskiego w reżyserii Konrada Swinarskiego. Było to jedno z tych olśniewających przedstawień, dzięki którym miałem szczęście kształtować gust teatralny. Chodziłem nań maniacko - kilkanaście razy - czując przemożną potrzebę obcowania z inscenizacyjną wirtuozerią. Chłonąłem żywe słowo, podziwiałem aktorskie kreacje, z genialnym Jerzym Trelą jako Konradem. Po najnowszym "Wyzwoleniu" w reżyserii Mikołaja Grabowskiego opuszczałem Stary Teatr jak niepyszny. Ani jedno słowo dramatu nie zabrzmiało intrygująco, odkrywczo czy choćby aktualnie. Powód wystawienia utworu Wyspiańskiego znalazłem tylko jeden - chęć wpasowania się z datą premiery w jubileusz powstania wersji Swinarskiego. Reszta okazała się smętnym ciągiem zadziwiających nieporozumień. Kiedy w pierwszych scenach Oskar Hamerski pojawił się jako Konrad, światełko ledwo się tliło.
Tytuł oryginalny
Zbłąkany czy mało udany artysta
Źródło:
Materiał nadesłany
Rzeczpospolita nr 127