EN

7.02.1962 Wersja do druku

Zbieramy rozproszone perełki

ZBIERANIE rozsypanych i zagubionych pereł polskiej muzyki - oto jak określiłbym premierę baletową Opery Warszawskiej z dnia 7 lutego br. na którą złożyły się "Wierchy" Artura Malawskiego, "Świtezianka" Eugeniusza Morawskiego i "Zaczarowana oberża" Antoniego Szałowskiego. Istotnie: trzy nie grane wcale lub nie grane od dwudziestu paru lat (Morawski) polskie balety w jednym przedstawieniu - to zaiste niezwykłe w polskim tyciu kulturalnym wydarzenie. Pamiętam, jak przed wojną z okazji wszelkich międzynarodowych uroczystości prowadzono gości zagranicznych do opery na sakramentalnego "Pana Twardowskiego" Ludomira Różyckiego. Po wojnie rolę tę spełniała pewien czas dosyć mizerna warszawska "Halka". Nareszcie mamy więc reprezentacyjne i bogate widowisko (a zarazem i słuchowisko), które "dotarte" jeszcze w praktyce i umieszczone na gigantycznej scenie wielkiej landary, wykańczającej się oto na Placu Teatralnym, będzie godnie reprezentować polską muzykę i jako tako chyba, (mówię "chyba", bo się na tym nie znam), polską choreografię.

Każde z tych trzech dzieł "z innej jest parafii", i to przeważnie - z parafii zapomnianej. Tyczy się to przede wszystkim Eugeniusza Morawskiego. Wieloletni rektor Konserwatorium Warszawskiego, laureat nagrody państwowej, postać oryginalna i malownicza, trochę cygan artystyczny, ekscentryk, bibosz i facecjonista, pomawiany przez niektórych o właściwości iście demoniczne (znana walka z Szymanowskim o konserwatorium Warszawskie) - zmarł po wojnie w żałosnym zapomnieniu i opuszczeniu. Obecne wystawienie "Świtezianki" to pierwsze powojenne przypomnienie nam jego twórczości - przypomnienie, że w ogóle taki człowiek kiedyś był, żył i komponował. A w dodatku muzyka "Świtezianki" zaprezentowała się nadspodziewanie korzystnie. Jest to taki "Berlioz XX wieku": emfatyczny, nieco czasem pusty, lecz. zawsze monumentalny barok orkiestrowy, monstrualne spiętrzenie komplikacji i trudności instrumentalnych dające jednak w sumie efekty nieprzeciętne a miejscami wręcz zas

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Zbieramy rozproszone perełki

Źródło:

Materiał własny

"Życie Warszawy"

Autor:

Stefan Kisielewski

Data:

07.02.1962