- "Manekiny" wchodzą na warszawską scenę w atmosferze sensacji, zaciekawienia, podsycanej doniesieniami o sukcesach wrocławskiej inscenizacji tego dzieła w kraju i za granicą. Co to za opera? - Po prostu opera. Najzwyklejsza. Utwór, który dośpiewa. - A jednak powiedział pan o okazji prapremiery, że to dzieło powstało niejako w opozycji do opery tradycyjnej. A więc jakie jest? - Opozycja to za mocne słowo. Miałem skromniejsze zamierzenia, nie chciałem niczego burzyć ani rewolucjonizować. Z punktu widzenia formy "Manekiny" to opera tradycyjna. Są w niej fragmenty śpiewane solo, są duety, tercety, kwartety, a także recitatiwy, są partie chóralne... Rzeczywiście opera miała być inna. Inna z tego powoda, że mnie, słuchacza tradycyjnej opery drażni w niej nieprzystawalność wyśpiewywanych treści do samego śpiewania. Oczywiście opera już w samym założeniu jest tworem sztucznym, przecież ludzie komunikując się ze sobą,
Tytuł oryginalny
Zb. Rudziński dla Experssu: Nie chciałem niczego burzyć
Źródło:
Materiał nadesłany
Express Wieczorny nr 186