"Zazdrość" w reż. Moniki Powalisz w Teatrze Capitol w Warszawie. Pisze Krzysztof Rozner w portalu kulturalna.warszawa.pl
"Uznanie związku małżeńskiego za nierozerwalny to prowokacja do zbrodni" (Napoleon Bonaparte). Niewykluczone, że - by od zbrodni uciec - małżeńskie więzy zrywa, dla współmałżonki niespodziewanie i nagle, niejaki Laszlo (nieobecny na scenie cieleśnie, ale de facto główny bohater czy spirytus movens babskiej komedii - z partyturą na kobiece trio). Laszlo to jedyna postać męska (widoczna tylko z ekranu) w "Zazdrości" wystawionej przez warszawski Teatr Capitol, popularnej sztuce Esther Vilar (jako "Zazdrość na trzy faksy" prezentowanej w 2001 r. w reż. Krystyny Jandy w TVP, rok wcześniej zaś w warszawskim Teatrze Nowym). Dlaczego zażywny pięćdziesięcioparolatek Laszlo po latach opuszcza połowicę? "Ze wszystkich rzeczy wiecznych miłość jest tą, która trwa najkrócej" (Molier) - to jeden z możliwych powodów, ale przyczyną może być i to, że "Każdy mężczyzna po czterdziestce jest łajdakiem" (Georg Bernard Shaw). Niejakim wytłumaczeniem dla Laszlo