- Mimo różnicy naszych narzędzi, łączy nas chęć opowiadania o problemach świata i nietracenie z pola widzenia prawdy dnia codziennego - Holenderski reżyser Johan Simons opowiada, dlaczego z filmów Krzysztofa Kieślowskiego robi spektakle teatralne
Od śmierci Krzysztofa Kieślowskiego mija w niedzielę 15 lat, a pan stale wraca do jego filmów. Po kilku adaptacjach "Dekalogu" w zeszłym roku zrealizował pan przedstawienie oparte na trylogii "Trzy kolory". Co pana fascynuje w tych scenariuszach? Johan Simons: Sposób, w jaki Kieślowski opowiadał o moralności. To artysta, który umiał odkryć złożoność pozornie prostych decyzji etycznych. W jego filmach nie ma czerni i bieli, ostrego podziału na dobro i zło. W czasach kryzysu, kiedy klasyczne kategorie ulegają rozmyciu, takie podejście wydaje się prorocze. Tęskni pan za wielkimi pytaniami w sztuce? - Pod warunkiem, że zadaje się je w taki sposób jak Kieślowski. On nie widział w ludziach zła, lecz słabość. I miał dużo odwagi. Wszedł w dialog z dziesięcioma przykazaniami i praktycznie tylko na jedno w pełni przystał: nie zabijaj. "Krótki film o zabijaniu" jest dla mnie bardzo ważny. Przypomina, że niczego nie wolno przyjmować za pewnik. Ni