WOJCIECH MALAJKAT, pamiętny Hamlet w spektaklu Jerzego Grzegorzewskiego, Rzędzian w "Ogniem i mieczem", Tartuffe w Teatrze Narodowym. Od przeszło dwóch lat szefuje warszawskiemu Teatrowi Syrena. Poza tym, że jest dyrektorem, reżyserem, aktorem, nauczycielem akademickim, jest też restauratorem i właścicielem kina Wojtek.
A przede wszystkim mężem, ojcem i przyjacielem. Jak udaje mu się pogodzić te role? Miewa Pan kaprysy? - Im jestem starszy, tym rzadziej. Ponieważ wiem, że potrafią być chwilowe i oddziaływać na krótką metę. Rzadko się opłaca A kaprysy dojrzałego mężczyzny? - W postaci? Objęcia tego teatru, tak Pan tłumaczył swoją decyzję. - (Śmiech). Ach, ale to było dwa lata temu gdy byłem jeszcze młodym, niedoświadczonym w tym temacie człowiekiem. Teraz już jestem stary. To szybko się Pan posunął... - Dyrektorzy starzeją się dwa razy szybciej, jeśli nie jeszcze prędzej... Teraz to już nawet by mi się nie chciało mieć kaprysów. Ale ten, skoro się zaczął, niech trwa. Na czym polega dyrektorskie tempo starzenia się? Czupryna się przerzedza, włos siwieje? - U mnie to akurat tak drastycznie nie przebiega. Po prostu, przeżywam ten czas o wiele intensywniej, niż kiedy byłem tylko aktorem. Spadają na mnie kłopoty w takiej mnogości, że to p