Wielu toruńskich miłośników teatru na to czekało. Najnowsze przedstawienie "u Horzycy" jest efektowne. Niesamowite kostiumy, teatr cieni, popisy tancerzy, pomysłowe projekcje, zapadające w pamięć sceny - to robi wrażenie. I, co najważniejsze, nie jest pustym ozdobnikiem.
Tak się składa, że dwie z trzech do tej pory premier na toruńskiej scenie dramatycznej w tym sezonie odwołują się do arcydramatu wszech czasów - Szekspirowskiego "Hamleta". W "Udając ofiarę" według braci Priesniakowów oglądaliśmy współczesnego młodego człowieka, trapionego Hamletowskimi dylematami na miarę naszych czasów. Teraz otrzymujemy spektakl według sławnej sztuki sprzed pół wieku - "Rosencrantz i Guildenstern nie żyją". Jej autor, Tom Stoppard, historię duńskiego królewicza, któremu nie daje spokoju podejrzenie, że jego ojciec zginął z ręki swego brata, "który zajął jego tron i miejsce w małżeńskim łożu", opowiada z punktu widzenia dwóch, zawsze pojawiających się razem dworzan. To towarzysze Hamleta z dzieciństwa, wezwani na duński dwór przez jego stryja, by bratanka rozerwali, odwodząc od upartych podejrzeń. A przy okazji - by o jego poczynaniach informowali... Rosencrantz i Guildenstern są u Stopparda ludźmi tak mało wyrazi