- Gdy widzę moje stare role, to się za głowę łapię, jak mogłem tak źle zagrać. Nie lubię oglądać siebie nie dlatego, że to mnie obrzydza. Gdybym miał tę dzisiejszą świadomość, to bym o wiele lepiej zagrał, tak mi się przynajmniej wydaje - mówi warszawski aktor WITOLD PYRKOSZ.
Witold Pyrkosz stworzył wiele kreacji, które na zawsze zapisały się w pamięci widzów, bo któż nie zna Pyzdry z Janosika", Wichury z "Czterech pancernych", Balcerka z "Alternatywy 4" czy Duńczyka z "Vabanku". Aktor przez ostatnie lata podbija serca widzów rolą Lucjana Mostowiaka w serialu "M jak miłość". Tego starszego pana podczas jednego wieczoru ogląda około... 10 milionów widzów. Takiej widowni, jak "M jak miłość", nie zebrał w 2006 roku żaden inny program. Powiedział pan kiedyś, że w zawodzie aktora najważniejsze jest szczęście. Nadal pan tak uważa? Witold Pyrkosz: Nie zmieniłem zdania. Podam przykład: zaproszono mnie do jakiejś małej rólki w dubbingu, zrobiłem to jak potrafiłem najlepiej i... poszło w niepamięć. Nagle, po roku, dostaję telefon, że w związku z tym, że widzieli mnie w tym dubbingu, zaproszony jestem do zrobienia reklamy za ciężkie pieniądze. Jak to nazwać? Tylko szczęściem. Szczęście to istotna sprawa. Pan