"Portret" Sławomira Mrożka przeczytałem najpierw w "Dialogu" wydał mi się, jak to się mówi, sztuką nierówną. To zabawne określenie prześladuje mnie od lat. stale gdzieś czytam, że dramat albo spektakl jest nierówny. To trochę tak, jakby to miała być ściana czy droga. Równa albo nierówna. Zastanawiałem się wiele razy czy da się w jakichś naprawdę kategoriach ująć materię słowa, z którego później rodzi się teatr. Niby najmądrzej na ten temat pisał przed laty Etienne Souriau, ale to było tak dawno, że do dziś pewnie już coś nowego wymyślono. Wymyślono czy nie - "Portret" Mrozka nawet mnie w lekturze do pewnego stopnia zirytował. Mnóstwo cytatów, odniesień, przyprawiania gęb. A to do "Dziadów", a to do "Don Juana", a to do własnej twórczości Mrożka wreszcie. Dziwactwo, myślę sobie. A później w jednej z "Kultur" przeczytałem recenzję Agnieszki Baranowskiej, a w "Polityce" Zdzisława Pietrasika ze spektaklu w Teatrze Polsk
Tytuł oryginalny
Zawodowcy
Źródło:
Materiał nadesłany
Kultura nr 8