POTWIERDZIŁO to przedstawienie Juliusza Słowackiego pt. "Zawisza Czarny" w Starym Teatrze im. Modrzejewskiej. Widownia wypełniona do ostatniego miejsca - i to nie przypadkowymi, miejscowymi wycieczkami, ale krakowską publicznością różnych stanów i różnego wieku. Obserwowałem tę widownię, zaciekawienie dramatem i naprężenie uwagi wzrastające z każdą chwilą. Wielka poezja - czar i siła słowa twórcy "Zawiszy Czarnego" urzekała słuchaczy. Jest zasługą aktorów.
Postać Zawiszy - choć pokazana tylko we fragmentach niedokończonego dramatu - jaki pozostawił Słowacki - bardzo żywa i realna, materiał dla aktora wdzięczny. Dramat, ten grywany był w polskich teatrach i licznymi nawrotami, ale aktorzy nigdy nie silili się na jakieś "odmrażanie" tej postaci, a jest ona przecież bardzo głęboka i dramatyczna. Te cechy Zawiszy wykorzystał i pokazał w swojej grze p. Jerzy Przybylski. Niewielu już widzów pamięta w tej roli najlepszych aktorów - Andrzeja Mielewiskiego, Karola Adwentowicza, Józefa Sosnowskiego. Nasuwa się porównanie z tymi krajami: p. Przybylski w grze swojej zadziwiająco połączył koturnowość gestu i słowa rycerza zakutego w zbroję, opromienionego sławą potęgi, ze swobodą i naturalnością człowieka bardzo "ludzkiego". Prowadzącą dramat była pani Halina Kwiatkowska. Szczęśliwi poeci, których wiersz może wygłaszać tak znakomita aktorka: w tej interpretacji było całe bogactwo pomysłów i nasi na