Dwudniowa wyprawa do innego miasta nie pozwala wprawdzie na wiele, ale zawsze równa się dwóm wieczorom, które można spędzić w teatrze... Podczas kiedy wytworne szczecińskie hotele dla pijanych w siwy dym Duńczyków zabawiają "żywą orkiestrą żeńską"... kara, kara, tara, riki, tiki, tak... na dużych scenach "Współczesnego" i "Polskiego" dwie premiery - dwóch polskich sztuk współczesnych. Autorzy więc wciąż żywi, a stare teatralne polskie przysłowie poucza wszak: dobry autor - martwy autor, każdy zaś normalny reżyser co wieczór w swym paciorku dodaje: Panie, chroń mnie przed autorami... Szczeciński Teatr Polski nadto, w osobie swego dyrektora, Adama Opatowicza, okazał się być tak nieostrożny, że postanowił cały sezon, sezon na dodatek jubileuszowy, pięćdziesiąty, oddać polskiej dramaturgii współczesnej... I, o dziwo, teatr stoi i miewa się całkiem niezgorzej. We "Współczesnym" prapremiera "Młodej śmierci" Grzegorz
Tytuł oryginalny
Zawistowskiego podróż do końca... (fragm.)
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Bałtycki nr 44