- To, co wydarzyło się we Wrocławiu, widzę jako celową prowokację, czyli bicie nas po twarzy i plucie w nią. Spektaklu broni zdegenerowana część artystów i społeczeństwa, która jest w mniejszości - mówi Stanisław Markowski, artysta fotografik i dokumentalista, w Naszym Dzienniku. - To, co w tej chwili dzieje się w sztuce, nie ma nic wspólnego z jakąś kontestacją twórczą, jest to zaplanowana rewolucja kulturowa.
Jak komentuje Pan skandal z wystawianiem sztuki "Śmierć i dziewczyna" w Teatrze Polskim we Wrocławiu i catą atmosferę, jaką tworzą wokóf tego media atakujące wicepremiera Piotra Glińskiego. - To, co wydarzyło się we Wrocławiu, widzę jako celową prowokację, czyli bicie nas po twarzy i plucie w nią. Spektaklu broni zdegenerowana część artystów i społeczeństwa, która jest w mniejszości. To jest jakiś zamknięty, chory układ. Mamy tu do czynienia z wyraźną cyniczną grą polityczną, przecież obok dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu stał na konferencji prasowej nie kto inny, jak sam Ryszard Petru, przewodniczący partii Nowoczesna. Czyli widzimy, że to jest próba mocniejszego zaistnienia tej partii na scenie politycznej, która przecież nie ma i na pewno mieć nie będzie większego poparcia społecznego. Polityka to służenie dobru wspólnemu, ta jest w jak najgorszym wydania Dodatkowo próbuje nas się oswajać z pornografią na scenie, mówiąc c