Rozrywkowe i zabawne teksty przeplatane są lirycznymi czy refleksyjnymi, właściwie każdy kolejny utwór to nowe tempo, nowy pomysł sceniczny, zaaranżowanie kolejnej sytuacji - o "Amerykańskim śnie-musical show" w reż. Jerzego Grąbki w krakowskiej PWST pisze Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.
Styczniowa premiera dyplomu Wydziału Wokalno-Estradowego krakowskiej szkoły teatralnej z pozoru wygląda dość ubogo, jak na muzyczne show. Pięcioro wykonawców, pusta scena, muzyka z maszyny - intrygują pewnie jedynie zapowiedziane na afiszu projekcje, choć i do tego współczesny teatr zdążył widza przyzwyczaić. Ewentualne uprzedzenia i (być może z góry założone) pretensje do spektaklu prędko rozwiewają się podczas pokazu. Jerzy Grąbka złożył scenariusz z amerykańskich szlagierów, przebojów muzyki filmowej i musicalowej, rozpoznawalnych rytmów i kilku nieśmiertelnych hitów. Myliłby się jednak ten, kto uważałby, że muzyka z USA to niewarte uwagi, banalne pioseneczki, które aktorzy "muszą" zaśpiewać, żeby "zrobić" dyplom. Rozrywkowe i zabawne teksty przeplatane są lirycznymi czy refleksyjnymi, właściwie każdy kolejny utwór to nowe tempo, nowy pomysł sceniczny, zaaranżowanie kolejnej sytuacji. A i sami wykonawcy sprawiają wrażenie, że wy