O zagubieniu, rozdarciu między światowością a zaściankiem, między sztuką, która może, ale nie musi sprzyjać samorealizacji a ciepłymi wspomnieniami dzieciństwa - opowiada Helmut Kajzar w "Paternoster". W sztuce, zainspirowanej "Ślubem" Gombrowicza (czego autor nie ukrywa), odnajdziemy ten sam klimat protestanckiego Śląska Cieszyńskiego, co w prozie Pilcha. Te analogie niczego nie wyjaśniają (i nikogo nie dyskredytują). O czym zatem mówi "Paternoster" wystawiony w toruńskim teatrze? Prolog zdaje się sugerować biograficzne czytanie tekstu - bohater stoi w ciemności na oznaczonym światełkami pasie lotniska, podczas gdy z offu dobiega fragment wygłaszanego w pierwszej osobie życiorysu Kajzara. Zaraz potem jednak zostajemy rzuceni w świat wielkiego miasta - z jego brudami, pokątną miłością, wszechwładzą mediów, blichtrem wystaw sklepowych, hałaśliwością dworców i lotnisk, ludźmi wyrzuconymi na margines. Kolaż krótkich scenek, pointowanych wyciemn
Źródło:
Materiał nadesłany
"Przekrój" nr 48