To już nie jest teatr - można było usłyszeć po premierze spektaklu "Zaratustra" Krystiana Lupy. W tym stwierdzeniu - moim zdaniem - kryje się prawda i fałsz zarazem. I nie zależy to od faktu, czy wypowiadający należy do licznego grona wielbicieli twórcy, czy wręcz przeciwnie. Dla proponowanej przez Lupę filozoficzno-psychologicznej wiwisekcji kondycji człowieka słowo "teatr" wydaje się bowiem za małe. Jednak wśród tych, którzy z niecierpliwością, a nawet znużeniem przedzierali się przez egzaltowane wielosłowie słynnego (głównie z tytułu) dzieła Fryderyka Wilhelma Nietzschego, sposób, w jaki adaptator i reżyser przyswoił je teatrowi, musi budzić podziw. Nie jest to spektakl łatwy - wymaga skupionego podążania za obrazem i słowem oraz myślowego wysiłku, aby przeniknąć meandry rodzącego się jakby na naszych oczach filozoficznego systemu przewartościowującego sens ludzkiej egzystencji. Gnuśny widz nie odczuje rozpaczy konstatacji, że Bó
Tytuł oryginalny
Zaratustra
Źródło:
Materiał nadesłany
Didaskalia Gazeta Teatralna nr 67/68