Po latach teatr znów zaprasza nas do "Tanga", z dużej i małej litery jednocześnie. Wypełniona po brzegi widownia reaguje żywo, trochę może nawet na kredyt, wychwytując - w dwóch pierwszych aktach zwłaszcza - przede wszystkim dowcipy na temat rodziny, małżeństwa i zdrady małżeńskiej... Być może nie o to teatrowi najbardziej chodziło, ale też - dla mnie przynajmniej - spektakl istotnie przez dłuższy czas brzmiał głucho, obojętnie. Wszystko było z osobna. Katafalk babci Eugenii i wuj Eugeniusz z klatką na głowie, żółte kamaszki Edka i bosa stopa Ali - nastolatki, goły brzuch Stomila i obnażony pępek Eleonory. Tekst niby potoczyście biegł ze sceny, a nic się nie kleiło, były tylko sceny i scenki nagle koncentrujące uwagę widowni, a potem znów odchodzące w teatralny niebyt. Wiele pisano o witkacowskim rodowodzie teatru Mrożka, zarazem zdaje się jednak, że "Tango" nigdy nie zostałoby napisane, gdyby nie została pr
Tytuł oryginalny
Zaproszenie do Tanga
Źródło:
Materiał nadesłany
Express Ilustrowany nr 245