Zapowiedziałem, że zamiast bezskutecznie krytykować naszą TV, będę pisać o wydarzeniach w jej programie. Ostatni tydzień ich nie przyniósł. Byłby wydarzeniem spektakl "Irydiona" Krasińskiego w poniedziałkowym teatrze, gdyby to nie byłaby powtórka cyklu "Nasza klasyka". Po upływie ośmiu lat, jakie upłynęły od telewizyjnej premiery tego "rzymskiego dramatu o polskim powstaniu" ("Irydion" został wystawiony w TV w 1982 r., a więc w czasie stanu wojennego), przedstawienie Jana Englerta, oglądane w kontekście innej już rzeczywistości społeczno-politycznej, nadal, choć inaczej, z nią koresponduje. Większej, jak sądzę, nośności nabrało jego przesłanie, iż nienawiść i zemsta jest destrukcyjnym motorem działania i nie może otrzymywać sankcji moralnej. Uosabiający szatana Masyniassa, przegrywa, jak Pankracy w "Nieboskiej komedii", z Galilejczykiem i jego chrześcijańską ideą miłości. Telewizyjną inscenizację "Irydiona" warto było zobaczyć po raz
Tytuł oryginalny
["Zapowiedziałem, że..."]
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Opolska nr 286