Proszę państwa, w tym kraju są też podniszczone budynki piętrowe! Są śmieci, są porozbijane szyby. Można się uspokoić. Świat istnieje. Północne dzielnice Londynu są pewnym odblaskiem Kreuzbergu na granicy z Neukoellnem, ale coś tu jest nie tak, [...] tu coś mi nie gra - gdzie ta wojna, gdzie ten mur? [...] - pisze Anna Wakulik w listopadowym Dialogu.
Wtorek, 5 lipca 2011, London calling [...] Gdzie nam do takich mostów, gdzie nam do takich Big Benów, kraju mój bagienny! Ponieważ mieszkam w dzielnicy Westminster, która jest sfotoszopowaną parodią ulicy Francuskiej na Saskiej Kępie, jest prosto od fryzjera, wypomadowana, wypeelingowana i zapudrowana, a domy są to domy z filmów o wyższej klasie średniej w UK - trudno mi cokolwiek wydedukować o zwyczajach lokalnej ludności, gdyż zwyczaje te nie istnieją ani o poranku, kiedy wychodzimy do teatru, ani kiedy z niego wracamy, a miasto wygląda w tej części pusto jak po wojnie. - Jedzą swoje puddingi? - pyta L, który jest z kraju, gdzie dwa lata temu była wojna. - Nie, to królowa powiedziała, że po dziesiątej mają iść spać. I idą - odpowiada M. z kraju, gdzie mówi się czterema językami, a potem kieruje do mnie kilka zdań po polsku, co powoduje nagły wyrzut cukru do mózgu i czuję się, jakbym założyła swój wygodny dres domowy. A na temat samego celu