Gdyby wskazać na te zdarzenia z życia sławnych i bogatych, które elektryzują tzw. opinię publiczną i sprawiają, że wszystkie media, które informują o ich szczegółach stają się łakomym kąskiem dla zainteresowanych, z pewnością w czołówce znalazłyby się śluby oraz rozwody. Zgorzkniały defetysta stwierdziłby zapewne, że dobre jest złego początkiem - zaczyna się od wielkiej miłości, a kończy na wzajemnych oskarżeniach i publicznym praniu brudów. Dzisiaj defetyzmu szerzyć jednak nie będę! Ku pokrzepieniu serc lepiej skupić się na historii szczęśliwego uczucia znanego i bogatego poznańskiego kupca oraz zdolnej aktorki Teatru Polskiego.
"Niebywałą sensację przed dwoma miesiącami, wywołały zaręczyny uroczej artystki Teatru Polskiego p. Zofji Koreywówny z popularnym właścicielem największego składu kolonialnego w Poznaniu p. Bogdanem Leitgebrem. Osoba p. Leitgebra jest znana całemu Poznaniowi - pochodzi on bowiem ze znanej rodziny wielkopolskiej - znają go wszyscy ze składu jego przy ul. 27 Grudnia, gdzie codziennie, mimo ogromnego majątku, sam obsługuje klijentelę. Wreszcie jest on bohaterem znanej sztuki Hemara «Firdma», która w Poznaniu święciła duże triumfy na scenie Teatru Polskiego. Narzeczona jego, to młoda, lecz utalentowana artystka Teatru Polskiego, która w obecnym sezonie przybyła do Teatru Polskiego. Pan Leitgeber poznał ją w teatrze, który często odwiedzał. Teatr bowiem stanowił do niedawna jego jedyną rozrywkę"* - czytamy w artykule, którego tytuł mówi już wszystko - Ślub najpopularniejszej pary miasta Poznania ("Nowy Kurier", nr 98/1935). Trudno się dziwić, że opublikowano tak długi, bo zajmujący niemalże jedną całą stronę gazety tekst i opatrzono go zdjęciem szczęśliwie zakochanych, skoro jak pisano, "ślub ten budził w Poznaniu niebywałe zainteresowanie". Gdzie ma się odbyć uroczystość i kto został zaproszony? Kto z kolei tego zaszczytu nie dostąpił? Jaką sukienkę ubierze panna młoda? I jakie plany mają małżonkowie na przyszłość, tą bliższą i nieco dalszą? Wszystkie te pytania zdawali się sobie zadawać poznaniacy, którym nieobojętne były losy małżeństwa. Czyżbyśmy tego skądś nie znali?