Kleczewska i Chotkowski autotematycznie ujawniają rodzaj gry, jakby arbitralnie zacieśniają też jej reguły - chirurgicznie budują dramaturgię i odważnie odpowiadają krytykom - o spektaklu "Podróż zimowa" w reż. Mai Kleczewskiej z Teatru Polskiego w Bydgoszczy i Teatru Powszechnego w Łodzi, prezentowanym na XII Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy pisze Mateusz Węgrzyn z Nowej Siły Krytycznej.
Droga Pani Jelinek, proszę już nie szantażować nas okrucieństwem; wciąż bełkot, w kółko to samo, a niechże Pani przełamie agorafobię, wyjdzie z domu i zauważy, czym oddycha współczesność - mówią krytykanci. Kleczewska chyba nie lubi człowieka, i to nie zmieniło się jej nawet po urodzeniu bliźniaków - powiadają oponenci ratujący się sarkazmem. Oczywiście, obie nie oszczędzają odbiorców, nie mizdrzą się do nich. Zabierając ich w "Podróż zimową", chyba po raz pierwszy tak wyraźnie poprzez brutalizm - dają nadzieję. Spektakl Kleczewskiej, podobnie jak twórczość Jelinek, jest wysoce interdysursywny oraz intermedialny. Rządzą nim zasady, które wykluczają linearne przebiegi, tradycyjną dramaturgię z wyraźnymi punktami akcji, centralnym konfliktem i głęboko psychologicznie uzasadnionymi typami postaci. Pobrzmiewają przede wszystkim wątki autobiograficzne samej Jelinek (jej choroba psychiczna, traumatyczne relacje z ojcem i matką), demon