"Pożegnania" w reż. Agnieszki Glińskiej w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.
"Pożegnania" Glińskiej okazują się dowcipnymi migawkami z przeszłości. Oglądając tę adaptacje powieści Dygata, lepiej zapomnieć o filmie Hasa pod tym samym tytułem. Bo Glińska chce innego nastroju. Grany przez Marcina Hycnara Paweł (student z zadatkami na artystę) żegna się z przedwojennym światem - obiadami u ciotek, dancingową Warszawą, prowincjonalnymi pensjonatami dla zakochanych. W tle tli się nieskonsumowany romans z Lidką (Patrycja Soliman), fordanserką z zadatkami na kurwę albo hrabinę. Paweł chce zmieniać świat na lepsze, a na jego oczach rzeczywistość zmienia się na gorsze: wojna, powstanie, komunizm... Ludzie też zmieniają skórę, jak Lidka. Nie wiem, o czym poza zgrabnym miłosnym portrecikiem pary bohaterów i dowcipnymi migawkami z umarłego świata chciała mi opowiedzieć Glińska. Uwodzą mnie podejrzane ciepło tego spektaklu, przekorny nastrój zawieszenia miłości i pożądania, kult niedokonania. Może tak mnie podeszła re�