"Opowieść zimowa" Williama Shakespeare'a w reż. Marcina Hycnara w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Przemysław Skrzydelski w tygodniku wSieci Historii.
Fatalnie zakończył się ten sezon w Teatrze Narodowym. W ogóle dla sceny prowadzonej przez Jana Englerta był to czas słaby. Może tak musi być - po znakomitym sezonie jubileuszowym, w którym zobaczyliśmy m.in. "Kordiana" i "Dziady", musi się wydarzyć kilka porażek? A może jest też tak, że po niepodważalnym sukcesie wymaga się więcej? Ale wrażenia po obejrzeniu Szekspirowskiej "Opowieści zimowej" w reżyserii Marcina Hycnara nie mogą być wynikiem wygórowanych oczekiwań. Przypomnijmy: dramat ten kojarzy się z "Otellem", choć nie ma w sobie tej dawki psychologii, jeśli zaś chodzi o kwestię winy i przebaczenia, jest zapowiedzią ciut późniejszej "Burzy". Jednak nie jestem pewien, czy Hycnar wiedział, po co wystawia ten akurat tytuł, bo nie podejmuje decyzji w sprawie interpretacji tekstu, ba, nawet jego inscenizacji. Zastanawiam się także, czy jako początkujący reżyser jest gotowy, by wystawiać Szekspira na dużej scenie. Pierwsza część spektakl