Zdarzyło mi się w Tarnowskim Teatrze coś, za co - przesadnie mówiąc - jestem kapkę wdzięczny Stanisławowi Świdrowi, który wyreżyserował (?) przedstawienie (?) "Zemsty" Aleksandra Fredry (?). Już tłumaczę się z trzech znaków zapytania przed chwilę w moją pisaninę włożonych. Otóż po raz pierwszy w moim długawym życiu, w którym wiele mi się w teatrach oglądało, nie rozumiałem czegoś, co działo się na scenie. Miałem o to jakiś tam żal do Świdra, ale i trochę go poklepywałem - udowodnił mi bowiem, że nigdy nie trzeba bez czujności kłaniać się swojej wiedzy. Nie reżyserię, choćby nietrafną, a jednak konsekwentną, postrzegało się w tarnowskiej "Zemście", lecz bieganinę, jak się mawia, od Sasa do lasa. Trudno tedy bez wahań przykleić tutejszej "Zemście" miano spektaklu. Popchnął więc reżyser (?) aktorów do ganiania i nie pilnował, aby zgrabnie bawili się dowcipnymi tekstami, lecz popychał ich do hałaś
Tytuł oryginalny
Zamienił stryjek siekierkę na kijek...
Źródło:
Materiał nadesłany
Temi nr 9