Debatę, która nie miała żadnego sensu, zorganizował kulturalny sztab antykryzysowy. Nie było na niej wiceprezydenta ds. kultury Sławomira Hinca, nie było merytorycznej dyskusji. W nadmiarze reprezentowany był za to poznański wydział ds. prawienia banałów - komentują dziennikarze "Gazety Wyborczej - Poznań" Michał Danielewski i Michał Wybieralski.
To miała być rozmowa o największych poznańskich festiwalach, ich miejscu w krajobrazie miasta, sposobie finansowania i wpływie na lokalnych twórców. Jednym z jej głównych uczestników miał być wiceprezydent Sławomir Hinc. Specjalnie dla niego organizatorzy przekładali termin debaty - w końcu odbyła się w poniedziałek. Hinc jednak się nie pojawił, zatrzymały go ponoć "ważne obowiązki służbowe". Nie było też szefowej wydziału kultury Beaty Mitmańskiej. Najwyższych urzędników od kultury zastępował tajemniczy mężczyzna z wąsem, który usiadł w ostatnim rzędzie, w kącie sali. Czy dziwi nas, że na ważnej kulturalnej debacie nie było najważniejszych osób odpowiadających za zarządzanie tą sferą życia w Poznaniu? Gdzie tam, w ogóle nas to nie dziwi! Jest przecież tyle "ważnych obowiązków służbowych", które można wypełnić w słoneczne majowe popołudnie, że jeszcze tego brakowało, by mordować się w tym czasie na jakiejś nudnej