"Koniec to nie my" w reż. Marcina Libera w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.
"Koniec to nie my" Marcina Libera przerywa dobrą passę Teatru Studio za dyrekcji Agnieszki Glińskiej. Najnowsza premiera Studia według tekstu Carstena Brandaua robi wrażenie spektaklu, który reżyser chce popsuć od samego początku - również dlatego, że z premedytacją zaczyna opowieść od końca. Takie są rozkosze obcowania z tak zwanym teatrem postdramatycznym. Czasami udaje mu się zaproponować zamiast akcji wielkie emocje. Nuda produkowana przez Libera z pewnością się do nich nie zalicza. Reżyser miał prawo pomyśleć, że oparta na faktach historia związku Aishy (Lena Frankiewicz) ze Ziadem (Marcin Bossak), terrorystą, który zaatakował World Trade Center, mało kogo zaskoczy. Znamy ją wszyscy. Liber mógł nam jednak oszczędzić wywieszania na ścianie Malarni spisu trzynastu feralnych części spektaklu. Nie byłoby przynajmniej wiadomo, jakie będą etapy naszej męki. Postdramatyczność utworu wykonywanego z towarzyszeniem dwóch śpiewających