Nie jestem feministką. Nie dostrzegam w każdym ludzkim zachowaniu przejawów performatywności płci. Nie rozpatruję spektakli w kategoriach męskie/żeńskie. A jednak szereg recenzji, jakie ukazały się po premierze Nory w reżyserii Agnieszki Olsten, zmusił mnie do przewartościowania wielu spraw, zwłaszcza że wyszły one spod pióra wziętych recenzentów. Celowe i przemyślane zabiegi zinterpretowane zostały błędnie - jako wyraz nieudolności twórczej, braku pomysłów, swego rodzaju zamach na sztukę Ibsena. Owszem - jeśli ktoś oczekuje tradycyjnego wystawienia dzieła Ibsena, może być pewien, że na scenie Teatru Narodowego go nie znajdzie. Bo też zupełnie na tym Olsten nie zależało. Jej spektakl nawiązuje raczej do współczesnego teatru niemieckiego. Jedna z jego końcowych scen i zastosowana w niej charakteryzacja aktorów jest zaś wręcz cytatem ze spektaklu Thomasa Ostermeiera, opartego na Ibsenowskiej Norze. Teatr niemiecki i austriacki to przede wszys
Źródło:
Materiał nadesłany
Opcje - Katowice nr 3