PIĘKNYM wspomnieniem pozostał dla mnie "Ruy Blas" w interpretacji Theatre National Populaire, z Gerardem Philipem w roli tytułowej, rozczarowanie przeżyłam na przedstawieniu togo dramatu w Teatrze Domu Wojska. Tamten "Ruy Blas" był gorący, młody, aktualny. Ten jest nużący i bardzo melodramatyczny. Zamiast społecznego dramatu mogącego i dziś poruszyć do głębi swymi aktualnymi aluzjami, pozostała tragedia kochanków z różnych sfer. A to trochę za mało. Przy tym reżyseria Maryny Broniewskiej nie nadała przedstawieniu tempa. Najlepsza scena w całym dramacie, to posiedzenie rady ministrów i wielka tyrada Ruy Blasa, której zawsze słucha się z zapartym tchem. Na ostatniej premierze także. Ale dziś, gdy mamy różne kłopoty z własnymi ministrami, mniej nas poruszają hiszpańscy z siedemnastego wieku. Takie jest życie. Żywiej nas zajmuje przemówienie Cyrankiewicza niż... Ruy Blasa. Choć, trzeba też przyznać, może takiemu Ruy Blas udałob
Tytuł oryginalny
Zakochany lokaj czy ludowy bohater
Źródło:
Materiał nadesłany
Express Wieczorny nr 233