EN

20.06.1990 Wersja do druku

Zakochani z urojenia

Scena jak na płótnie Chirico malowanym w ataku kolki."Melancholia ulicy", balkon z jedną poprzeczką. Brak tylko cienia dziewczynki popy­chającej kolo. Za to dziecinna Julia bawi się drążkiem, próbując utrzymać go pionowo na otwartej dłoni. Romeo, sam blady jak lalka łojo­wa, jego usta zmieściłyby się między liniami po­prowadzonymi od skrzydełek nosa. Kocha się w filigranowej pasterce, ale bez pudru w popiela­tych włosach. Pierwsza rozmowa tych dwojga przebiega w formie sonetu. Nieco później wy­znają sobie, a raczej w noc, miłość, co jak ma­rzenia Merkucja jest wylęgłym w chorobliwym mózgu dzieckiem fantazji. Już po kilku minu­tach ich szkolnej retoryki, chciałoby się błagać: przestańcie, prawicie o niczym! dosyć już tego, Julciu, panno Julciu! Ale nie, trzeba. Bo niby nieporównane piękno, subtelna liryka, Boże. I jakby tego mało, jeszcze kunszt translatorski na dodatek, a to nie żarty. Więc trzeba. Chyba ze trzy godziny. Wiersz staje s

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Zakochani z urojenia

Źródło:

Materiał nadesłany

Konfrontacje

Autor:

Katarzyna Zawiślak

Data:

20.06.1990

Realizacje repertuarowe