Jerzy Grzegorzewski po trzech latach wrócił do "Nocy listopadowej". Tym dramatem Stanisława Wyspiańskiego w 1997 roku rozpoczął swoją dyrekcję w Teatrze Narodowym. Spektakl grany zaledwie trzydzieści razy spadł z afisza; teraz pojawia się znowu, ale w znacznie skróconej wersji.
Reżyser zrezygnował z prologu pochodzącego z pierwszej części "Wyzwolenia", zmienił lub wyrzucił niektóre fragmenty. Zabiegi te poprawiły zwartość inscenizacji, będącej refleksją zarówno nad funkcjonowaniem mitu heroicznej śmierci towarzyszącej polskim zrywom wolnościowym, jak i nad miejscem twórczości Wyspiańskiego w naszej pamięci zbiorowej. Walorem spektaklu jest scenografia Andrzeja Kreutz Majewskiego i dyskretna muzyka Stanisława Radwana, natomiast zmiany w obsadzie (poza Igorem Przegrodzkim jako Kudliczem-Mefistem) są rozczarowujące. Spontaniczną Dorotę Segdę w roli Joanny zastąpiła usztywniona czy może stremowana Maja Ostaszewska, a Wielkim Księciem Konstantym jest Mariusz Benoit, nie dosięgający bogactwa kreacji, jaką trzy lata temu stworzył Krzysztof Globisz. Zupełnie bezbarwny, w dającej przecież pole do popisu partii adiutanta Kuruty, jest Jan Monczka, podobnie Andrzej Blumenfeld jako Gendre, zaufany Wielkiego Księcia. Tymczasem Jana