Nieco na marginesie kontrowersji wokół wyboru Jana Klaty na stanowisko dyrektora najważniejszej krakowskiej sceny, krystalizuje się coraz wyraźniej szalenie interesująca i cenna, acz dla wielu z nas, pielęgnujących wyłącznie szlacheckie pochodzenie, zapewne nieco egzotyczna wizja uprawiania teatru, czy szerzej kształtowania życia teatralnego - pisze Michał Centkowski.
Novum tejże wizji zawiera się w swego rodzaju komplementarności, całościowym ujęciu długoterminowej strategii. W której wyraźnie zaakcentowano nie tylko potrzebę większej przejrzystości finansowej, lecz także, co istotniejsze, zmianę niezdrowych relacji wewnątrz środowiskowych kształtowanych w ustroju szczęśliwie minionym. A więc chociażby o wypracowanie standardów oraz jasnych procedur współpracy na linii reżyser - zespół aktorski - dyrektor sceny. I nie idzie rzecz jasna uprzedzając głosy krytyki o to, by marginalizować najważniejsze postaci polskiego teatru współczesnego, czy też używając tej ohydnej nomenklatury kupieckiej, jego towary eksportowe. Również postulat racjonalizacji wydatków nie zawiera w sobie sugestii jakoby kultura była w Polsce przeinwestowana. Idzie jedynie o to, by wykazać pewną dawno w Rzeczpospolitej zapomnianą postawę pro systemową, o jakiej wspominała ostatnio Małgorzata Dziewulska. I dobrze że w tak prestiżo