Głównie czarne dziury składają się na pana reżysera Zbigniewa Brzozy widzenie sztuki Davida Mameta "Edmond". Portret statecznego przedstawiciela amerykańskiej klasy średniej, faceta w krawacie od rana do wieczora, który postanawia rzucić dom, żonę i zmienić swoje życie, zgubił się między kolejnym wygaszeniem świateł oraz dręczącym czekaniem na następną sytuację. Zrywając z mieszczańskim życiem, Edmond stacza się na dno. Skopany przez szulerów, wyląduje na śmietniku, trafia do burdelu, kupuje w lombardzie nóż, który oczywiście zostanie użyty, w końcu ląduje w więzieniu. I tu w jednej celi z psychopatycznym zbirem (Mariusz Jakus) dozna olśnienia, poczuje radość z obcowania z kumplem, otuli go kołderką i zachwyci się: "Ale dzień!". A zaczęło się intrygująco - mężczyzna odbija się w lustrze i za chwilę jego wizerunek odchodzi. Niestety, potem cala historia w relacji Brzozy staje się coraz bardziej pusta w środku. Nawet trup nie oży
Tytuł oryginalny
Zagubiony w lustrze. Po premierze w Teatrze Jaracza
Źródło:
Materiał nadesłany
Express Ilustrowany nr 120/24.05