"Terminal 7" w reż. Andrzeja Domalika w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Paulina Sygnatowicz w Życiu Warszawy .
Grany w Teatrze Narodowym "Terminal 7" jest tak samo szary jak scenografia, w której się rozgrywa. Jeszcze przed premierą aktorzy zdradzali, że autor Szwed Lars Noren poskąpił didaskaliów i właściwie nie wiadomo, kto do kogo i w jakich okolicznościach mówi. Widać, że twórcy włożyli dużo wysiłku, aby tę zagadkę rozwiązać, ale mimo wszystko spektakl wymaga od widza ogromnego wysiłku intelektualnego. Całość zbudowana jest z impresji, jakie rodzą się w głowie bohatera (Mariusz Bonaszewski), który we wspomnieniach wraca do rodzinnego domu i okresu, w którym umierała jego matka (Beata Scibakówna i Halina Skoczyńska). O ile wiadomo, dlaczego syna gra dwóch aktorów (obok Bonaszewskiego - Paweł Paprocki), o tyle podwójna matka stanowi zagadkę do samego końca. Kto zgubi się już na samym początku, potem może mieć problem z odnalezieniem właściwego tropu. Reżyseria Andrzeja Domalika w tym nie pomaga. Przedstawienie jest płaskie jak sceniczne des