- Niemcy są bez wątpienia krajem niezwykle szanowanym w świecie ze względu na swój model wspierania kultury, bogactwo oper i sal koncertowych - mówi Joachim Kaiser, niemiecki krytyk muzyczny.
Piotr Buras: Niedawno na czołówki największych niemieckich gazet trafiły sprawy następstwa po zmarłym dyrektorze Festiwalu Wagnerowskiego w Bayreuth i odejścia z Monachium znanego dyrygenta Christiana Thielemanna, któremu w tamtejszej operze nie przedłużono kontraktu. Co mówi o kulturze społeczeństwa to, że o tego rodzaju wiadomościach dyskutuje się niemal tak samo jak o podatkach czy polityce zagranicznej? Joachim Kaiser: Niemcy mają do muzyki bardzo bliski stosunek. Wystarczy, że coś wydarzy się w Bayreuth czy zachoruje ważny dyrygent, a inny nie może go zastąpić - i już jest to na ustach wszystkich. Życie muzyczne odgrywa w Niemczech znacznie większą rolę niż np. we Francji. Żeby to zrozumieć, trzeba sięgnąć aż do początków XIX wieku. To wtedy pojawiło się przekonanie, że ważne dzieła sztuki - nie tylko literatura, ale też teatr czy opera - powinny jak najszerzej oddziaływać, docierać do zwykłych obywateli. U źródeł tego leża�