"Sarmatyzm" był jedną z najmilszych moich przygód. W 1965 roku Jerzy Rakowiecki wystawił tę komedię w Teatrze Ludowym. Nawet niewielkie rólki lśniły dowcipem i poczuciem stylu. Zarówno reżyser jak aktorzy rozkoszowali się polszczyzną pisarza, który zasilił Fredrę i twórcę "Pana Tadeusza". Poczucie sceniczności, które posiadał komediopisarz, mocno wrośnięty w teatralne środowisko, jego wrażliwość na społeczne przemiany, jego ironia, zajaśniały w tamtym spektaklu. Cieszyłem się więc z całego serca na ponowne podjęcie komedii przez zamiłowanego w niej reżysera. Przypadek sprawił, że obecny spektakl "Sarmatyzmu" rozgrywa się przy tym samym Foksalu, gdzie przeciwnicy polityczni autora zaprzysięgli mu przed 200 laty - najsroższą zemstę. Już same warunki Teatru Kameralnego zdawały się narzucać określone zasady inscenizacyjne. Kameralność kojarzy się z kultem słowa, poszanowaniem wiersza, uwypukleniem niuansów aktors-kich. Niestety - czę�
Tytuł oryginalny
"Zagłuszony"
Źródło:
Materiał nadesłany
"Życie Warszawy" nr 80