"Bent" Martina Shermana w reż. Natalie Ringler w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Hanna Karolak w Gościu Niedzielnym.
Wbrew prasowym doniesieniom sztuka "Bent" nie jest skandaliczna. To sztuka głęboko psychologiczna. Sztuka Martina Shermana na pozór tylko dotyczy jednego z najbardziej kontrowersyjnych tematów: stosunku do mniejszości seksualnych. W moim przekonaniu jest to sztuka o człowieku niedojrzałym i pozbawionym wartości, który w wyniku okoliczności, w jakich się znalazł, dojrzewa i dokonuje zaskakujących wyborów. Autor "Benta" na scenie "Przodownik" ukazuje, do czego może posunąć się człowiek, by uratować swoje życie. Tak odebrałam pierwszą część spektaklu. Druga część ukazuje trudny proces dojrzewania i cenę, jaką gotów jest zapłacić bohater, by odzyskać własne człowieczeństwo. To prawda, jest gejem, ale równie dobrze mógłby być Murzynem, Polakiem czy Żydem. W momencie gdy go poznajemy, nie posiada żadnego pionu moralnego. Jego życie to szukanie naskórkowych przyjemności, życie bez zobowiązań i skrupułów. Bawi się cudzymi uczuciami, r