"Niemcy" Leona Kruczkowskiego mają ponad trzydziestoletnią, bogatą tradycję sceniczną. To już klasyka, choć utwór wciąż pozostaje w bezpośrednim kontakcie z rzeczywistością historyczną, z której wyrósł. Kruczkowskiego bowiem interesowało zagadnienie winy tzw. "porządnego Niemca", który - jak pisał - "nie mordował, nie katował, nie rabował i nie palił, w ogóle przez całą wojnę nie opuszczał granic swego kraju - to znaczy ogromnej większości niemieckiego społeczeństwa, która jednak, czuliśmy wszyscy, ponosiła odpowiedzialność za hitleryzm, za wojnę, za okupację, za Oświęcim i za zburzenie Warszawy". Z drugiej jednak strony sam Kruczkowski przyznawał, ze "sonnenbruchizm" "w gruncie rzeczy nigdy nie był problemem wyłącznie niemieckim". I to właśnie zadecydowało o nieprzemijającej wartości tego utworu, który dość często pojawia się na afiszu teatralnym, by na nowo roztrząsać wciąż aktualny problem odpowiedzialności człowieka za wybór moralnej postawy wobec przeżywanej historii.
Niebawem Andrzej Łapicki zaprezentuje nam w Teatrze Telewizji swoją wizję dramatu rodziny Sonnenbruchów. - Podejrzewam jednak, że historyczna prapremiera "Niemców", która odbyła się w krakowskim Starym Teatrze 22 października 1949 r. bliższa była pierwotnym intencjom autora... - Ten nasz spektakl - mówi reżyser Bronisław Dąbrowski - był jakby bezpośrednią reminiscencją wojny, chwilą zadumy nad przyczynami, które sprawiły, że zdecydowana większość społeczeństwa niemieckiego uległa ideologii hitlerowskiej. Oczywiście rany okupacyjne były jeszcze świeże, nie zabliźnił ich czas; ale mimo to, dzięki treściom humanistycznym, jakie niósł dramat Kruczkowskiego, mogliśmy spojrzeć z pewnym dystansem i obiektywizmem na bliskie nam i tragiczne przecież wydarzenia. Dlatego tak ważne wtedy wydawały się realia obyczajowe i prawda psychologiczna. Moja praca polegała przede wszystkim na tym, by wydobyć z aktorów sugestywną prostotę wypowiedzi i d