"Ifigenia" w reż. Antoniny Grzegorzewskiej w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Michał Mizera w Pulsie Biznesu.
Powiało awangardą. Współczesna wersja mitu o Agamemnonie zmuszonym do poświęcenia swej córki. Trochę współczesności, trochę banałów o dojrzewaniu, dużo metaforyki, nie zawsze czytelnej, nie zawsze oryginalnej. O rodzinie, o rozpadzie kultury, końcu epoki. Może najwięcej o tym, jak niewielki mamy wpływ na relacje z drugą osobą. Miejscami poruszająca, miejscami nużąca autorska propozycj a Antoniny Grzegorzewskiej. Tak, córki Jerzego. W tym cały kłopot. Jej spektakl złożony jest w całości z klocków ojca. Ten sam sposób myślenia o przestrzeni scenicznej, ten sam sposób prowadzenia aktorów, podobne efekty sceniczne, podobna zasada montażu scen, oparta na precyzyjnie wyznaczonych rytmach. Tak samo, a jednak nie to samo. Zapowiadane przez reżyserkę "nowe otwarcie", ogłoszone przez krytykę "odcięcie pępowiny" nie znajdują pokrycia ze scenicznymi faktami. Nie można oprzeć się wrażemu, że im bardziej twórcy uciekali od Grzegorzewskiego, tym bard