EN

22.03.2024, 12:27 Wersja do druku

Zaduch rodzinny

„Kiedy stopnieje śnieg” Katarzyny Minkowskiej i Tomasza Walesiaka w reż. Katarzyny Minkowskiej w TR Warszawa. Pisze Wanda Świątkowska, członkini Komisji Artystycznej 30. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

fot. Wojciech Sobolewski

Od początku na scenie i widowni jest duszno – a potem będzie już tylko gorzej. Zapachy z parujących garów, dym papierosowy i rozgotowana marchewka. Nie idzie wytrzymać, dusimy się, chcemy stąd uciec. Od początku jesteśmy podminowani i niespokojni. Atmosfera niedzielnego obiadku z rodziną? Nie do końca.

Oglądamy jeden dzień z życia członków rodziny, którzy zjeżdżają z różnych stron do domu dzień po tragicznym wydarzeniu – samobójstwie nastolatki (córki, bratanicy, wnuczki). Jak powiedziała w jednym z wywiadów Katarzyna Minkowska – to faza liminalna, kiedy prawda zaczyna dopiero docierać, ale nie jest się jeszcze w stanie objąć myślą tego, co się stało. W tym stanie zawieszenia czekają, aż stopnieje śnieg, na możliwość identyfikacji zwłok Dziewczyny, która rzuciła się pod pociąg. Nad wszystkimi wisi niewypowiedziane pytanie, dlaczego to zrobiła. Ale przecież trzeba też jeść, więc Babcia w gotuje obiad dla wszystkich krewnych – i ten zapach połączony z dymem, oczekiwaniem, narastającym napięciem i buzującymi podskórnie konfliktami – zaraz nas zadusi.

Kiedy stopnieje śnieg na podstawie tekstu Katarzyny Minkowskiej i Tomasza Walesiaka nie jest tylko rodzinną psychodramą, sprowokowaną tragicznym wydarzeniem. Jest czymś więcej – precyzyjnym mechanizmem, który wprowadza widza w intymny świat rodziny, w jej traumy, wspomnienia, nieporozumienia, a jednocześnie pozwala zachować dystans i patrzeć na wszystko „z boku”. Ten zabieg umożliwia postać Kuzynki granej przez Justynę Wasilewską. Pojawia się ona na rodzinnym zjeździe, ale jednocześnie towarzyszy jej operator z kamerą, który kręci i kadruje rozmowy, spotkania. Bohaterka tematyzuje ten zabieg, tłumacząc, że uczestniczy w tym wszystkim, a jednocześnie „reżyseruje” i stara się zapamiętać sytuacje ujęte w filmowe obrazy. Drugim niezwykle ciekawym i udanym zabiegiem jest „przypominanie”, wychodzenie z amnezji. Jeden z bohaterów (Najmłodszy Brat grany przez Jana Dravnela) ma blackout i choć uczestniczy w tym dniu, to nie pamięta, co się wydarzyło (co ostatecznie doprowadza go do spowodowania wypadku samochodowego), Siostra i Kuzynka rekonstruują mu ten dzień, przypominając zarazem sobie przebieg wydarzeń (kto do kogo zadzwonił, co powiedział, jak zareagował). To kolejna dystansująca rama, w którą twórcy włożyli ten dramat, by nie stał się sensacyjną tragedią rodzinną à la Trudne sprawy czy Ukryta prawda – ekshibicjonistyczną, konwencjonalną, sztuczną.

Wielkim atutem tego przedstawienia jest scenariusz – minimalistyczny i daleki właśnie od emocjonalnego schematyzmu wspomnianych wyżej formatów telewizyjnych. Dialogi są eliptyczne, minimalne, oparte na półsłówkach – i bardzo życiowe. Słowa, które więcej ukrywają niż ujawniają, nie komunikują, nie służą budowaniu relacji. Autorzy sztuki znakomicie podsłuchali i przepisali nic nieznaczące small talki, żarty przykrywające prawdziwe emocje, fasady rozmów na tematy zastępcze, za którymi się chowamy. A jest to jednocześnie tak życiowe, tak autentyczne i tak dobrze znane. Trudno nazwać ból po stracie bliskiej osoby, własne emocje związane z żałobą, więc zagadujemy – tym, co podać na obiad, gdzie są kluczyki, komu dolać wina, załóż kapcie. Tak wyglądają dramaturgiczne kulminacje w wielu domach – sedno zakryte rozmowami o niczym.

fot. Wojciech Sobolewski

Tu także samobójstwo Dziewczyny nie stanie się przedmiotem rodzinnych analiz, bo i jak? (to tylko w złych serialach paradokumentalnych). Zostanie przysłonięte, zaduszone krzątactwem, narzekaniem, małymi i większymi sporami o przeszłość, piciem, paleniem, jedzeniem, czasem tylko dobiegnie skądś bolesny skowyt, ale nienazwany, niezracjonalizowany. W gruncie rzeczy nic się tu nie odbywa – nie będzie konfrontacji, „przegadania tematu”, wybuchu ani żadnej kulminacji. Bo tak to wygląda, po prostu. Jako widzowie zostajemy z niczym – bez puenty, wniosków, „przepracowania bólu” i pocieszenia. Jesteśmy tylko świadkami sytuacji – codziennej, a tak niecodziennej, bo ta rodzina nie spotkała się na wspólny obiad.

Te rozmowy – nie-rozmowy przeplatane są nagraniami widocznymi na ekranach (wideo live z jazdy samochodem Siostry, Brata i Kuzynki; transmisji z niewidocznego na scenie pokoju Dziewczyny; archiwalnymi nagraniami VHS „szczęśliwej rodziny” czy obrazem śniegu sypiącego na tory; zirytowany Dziadek włącza w końcu mecz). A także surrealistycznymi scenami, jakby jakimś glitchem w tym hiperrealistycznymi salonie: zafiksowana na punkcie Gwiezdnych wojen Babcia konwersuje ze swoim wyobrażeniem w roli Księżniczki Lei, Matka walczy z wężem w bębnie monstrualnej pralki – to jakby zakłócenia, absurdalne pęknięcia w tej psychologicznej rodzinnej dramie. Do obiadu zasiądzie także zmarła Dziewczyna – brakujący element, ale już cicha, nieobecna, poza tym wszystkim.

Minkowskiej i Walesiakowi udało się uchwycić archetypiczność rodziny i jej zachowań. Podkreśla to anonimowość postaci: Dziadek, Matka, Babcia, Ciotka, Siostra, Kuzynka, Najstarszy, Średni, Najmłodszy (Brat) – to niemal figury biblijne, raczej statusy postaci, ich funkcje niż osobowości. Sklejeni bez własnej woli i winy relacjami. Po tym spektaklu odnosi się jedno wrażenie: rodzina to nie wspólnota tylko przypadkowy zbiór skazanych na siebie jednostek. Przy czym twórcom udało się pokazać indywidualność tych typowych członków rodziny i napięcia istniejące w relacjach (właściwie każdego z każdym). Wyłaniają się zatem z półgębkiem rzucanych uwag i zjadliwości odwieczne konflikty: ojciec – córka, matka – córka, szwagierki, kuzynki… Niezałatwione sprawy (które dalej będą niezałatwione), rodzinne sekrety (wciąż skrywane), zazdrość, skomlenie o uwagę, ustępliwość i unikanie konfrontacji czy łagodzenie wszystkiego śmiechem. Nad wszystkim dominuje też konflikt pokoleniowy: „bo WY nas nie rozumiecie i nie szanujecie naszych granic” vs. „nie tak WAS wychowaliśmy, mieliście wszystko…” – stałe argumenty, niemożliwe do pogodzenia i prowadzące donikąd…

Te duszne relacje rodzinne oddaje wspaniały zespół TR Warszawa: Jan Dravnel, Izabella Dudziak, Magdalena Kuta, Rafał Maćkowiak, Maria Maj, Antonina Marcyniak, Aleksandra Popławska, Tomasz Tyndyk, Justyna Wasilewska i Mirosław Zbrojewicz. Nikt nie jest drugoplanowy – funkcjonują tu w ciasnej, napiętej i podminowanej symbiozie. Uważni na każdy gest, krzywe spojrzenie – wygrywają każde słowo, pauzę i zająknięcie tego napisanego w „stylu sekundowym” scenariusza. I stoją przed nami nie tyle „gwiazdy” tej sceny, co połączeni własnymi zespołowymi relacjami ludzie, którzy w finale zapozują wspólnie do „rodzinnego zdjęcia”: wymuszone uśmiechy, sztywne objęcia, zabawne minki i gesty – typowy obrazek „szczęśliwej rodziny”, pozór, który przez dwie godziny uległ na naszych oczach rozpadowi.

Kiedy stopnieje śnieg jest jednym z tych (niewielu) spektakli, które długo po wyjściu z teatru siedzą w głowie i nie dają spać, stawiając nam przed oczami nasze własne sytuacje rodzinne i bliskich, choć zapewne nie w tak drastycznych okolicznościach.

*** 

Tomasz Walesiak i Katarzyna Minkowska KIEDY STOPNIEJE ŚNIEG. Reżyseria: Katarzyna Minkowska, dramaturgia: Tomasz Walesiak scenografia: Katarzyna Minkowska i Łukasz Mleczak, kostiumy: Jola Łobacz, wideo: Agata Rucińska, muzyka: Wojciech Frycz, choreografia: Krystyna Lama Szydłowska, reżyseria światła: Paulina Góral. Prapremiera w TR Warszawa 9 lutego 2024.

Źródło:

Materiał własny

Wątki tematyczne