"Widma" w reż. Barbary Sass w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Michał Lenarciński w Dzienniku Łódzkim.
Marina Carr, irlandzka pisarka, jeden ze swych dramatów zatytułowała od imienia i nazwiska głównej bohaterki: Porcja Coughlan. Łódzki Teatr im. Jaracza, wychodząc ze słusznego założenia, że taki tytuł nie jest atrakcyjny, ów dramat wystawił jako "Widma". Gdyby autor polskiego tytułu nie ograniczył się do jego wymyślenia, ale ingerował w treść dramatu, mogłoby być jeszcze lepiej. Carr - jak zapewnia Michał Lachman w artykule zamieszczonym w programie - w swoich dramatach wiele miejsca poświęca kwestii "kulturowej płci" i miejscu kobiety "w zhierarchizowanej strukturze współczesnego społeczeństwa", czym walczy ze stereotypami skonwencjonalizowanej obyczajowości". W "Widmach" skonwencjonalizowanie to - zdaniem Carr - brak zgody na kazirodczą miłość, afirmacja miłości macierzyńskiej, lekceważenie nimfomanii, brak zrozumienia dla feministek i - za przeproszeniem - kurew. Marina Carr nie powinna się jednak gniewać, wszak monolog jednej z bohaterek