"Madama Butterfly" w reż. Waldemara Zawodzińskiego w Operze Krakowskiej. Pisze Magda Huzarska w Polsce Gazecie Krakowskiej.
To miała być niewinna, miłosna igraszka porucznika marynarki Stanów Zjednoczonych Pinkertona. Chwilowe umilenie pobytu w Kraju Kwitnącej Wiśni. Cio-Cio-San miała być zaledwie kaprysem, przystankiem w drodze do "prawdziwej", amerykańskiej narzeczonej. Oficer nazwał swą maskotkę Madama Butterfly (Pani Motyl), wykorzystał i, sam niczym motyl, odfrunął. Pozostawił rozkochaną w sobie Japonkę ipotomka, po którego, już z amerykańską żoną, powróci po trzech latach. Od ponad wieku wszystkie sceny operowe świata chętnie sięgają po tę historię. Przepiękna muzyka Giacomo Pucciniego, niezwykle melodyjna, z dyskretną domieszką orientu i cytatów amerykańskich, naszpikowany emocjami dramat i japoński entourage, to niemal pewna gwarancja sukcesu. W Operze Krakowskiej z tym samograjem zmierzył się Waldemar Zawodziński, nie tylko reżyserując, ale także oprawiając całość scenograficznie. Zmierzył się, acz odniosłam wrażenie, że nie próbował w ż