Atutem wrocławskiego przedstawienia "Xięgi bałwochwalczej" jest aktorstwo i scenografia
My, bywalcy sal teatralnych, nie zawsze przyznajemy teatrowi prawo do eksperymentów czy, prościej mówiąc, do poszukiwań. Zapominamy, że wśród publiczności jest taka jej część, która oczekuje od teatru innej rzeczywistości, innego wymiaru czasu. Czy teatr, dysponując swoimi środkami, może nam zaproponować podróż wewnątrz czasu? Odpowiedź na to pytanie może być twierdząca po obejrzeniu w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu spektaklu "Xięga bałwochwalcza", który na kanwie prozy Brunona Schulza stworzył Jacek Bunsch. Można go posądzić o zawłaszczenie nazwy cyklu grafik Schulza, ale jest ono uzasadnione, bowiem spektakl Bunscha w swej warstwie wizualnej i znaczeniowej nawiązuje do tych grafik. Od pierwszych scen rozpoznajemy "Sanatorium Pod Klepsydrą". Tam przebywa Józef, który znajduje ojca, żyjącego w zupełnie innym wymiarze. Dla ojca czas teraźniejszy to również czas przeszły. Stąd sceny w sklepie, Adela, ulica Krokodyli, Paulina, Polda i B